5 października 2012

Na szybko, poza domem, po wegańsku

Jestem architektem własnego nieszczęścia.

Maura Isles


     Pokażę głównie tę śmieciową/niezdrową/mniej zdrową/raczej niezdrową (zwał jak zwał) wersję wegańskiego jedzenia. Kiedy nie ma czasu, kiedy jest się poza domem, kiedy nie ma jak przyrządzić czegoś bardziej wartościowego, czyli najczęściej podczas podróży, zwłaszcza długiej i dla niektórych może męczącej. Tak było w moim przypadku, musiałam zaspokajać swój organizm jedząc głownie junk food. Wytrwałam i już dawno powróciłam do domowych posiłków, mimo że wciąż coś innego pragnie zabierać mi czas poza gotowaniem.
     Gdy ma być po wegańsku, a może być trochę śmieciowo i na pewno nie na dłuższą metę :) Czyli w skrócie to, co pomogło mi przetrwać.


Ryż paraboliczny z wiśniowym dżemem, tofu i pokruszonymi ciasteczkami owsianymi.


Był to pomysł dość spontaniczny i właściwie wziął się "znikąd". Spojrzenie do siatki z zakupami, dostrzeżenie przewagi słodkiego, wygrzebanie tego, co można zjeść z ryżem i tadaam. Tofu, dżem i ryż - połączenie bardzo ok, co do ciasteczek - trzeba być prawdziwym łasuchem, bo czynią danie strasznie słodkim. I nieźle chrupią.




Błonnik


Najeść się tym nie najemy, chyba że zjemy na raz co najmniej połowę paczki. Jest to jednak dobry sposób na zajęcie dłoni i ust. Można na jakiś czas "oszukać" głód. W końcu błonnik ma za zadanie dać nam uczucie sytości. Mój przypadek tego nie potwierdza. "Wierzę" w błonnik, jednak połączony on musi być z innymi składnikami odżywczymi i być naturalną częścią pożywienia, zamiast być spożywany osobno w postaci "chrupek" (mimo obecności zbóż).








Orzeszki ziemne solone


Oczywiście korzystniej byłoby, gdyby jednak solone nie były. Wtedy nie musimy martwić się o ciśnienie i raczej szybciej przestaniemy wyciągać rękę po następnego. Bądź co bądź to właśnie sól przyczynia się do tego, że chcemy więcej tego, co słone.
W orzeszkach ziemnych dopatrują się także rakotwórczej aflatoksyny. A pozytywne strony? Przede wszystkim białko i tłuszcz (nienasycone kwasy tłuszczowe).



Mleko sojowe o smaku czekoladowym


Ależ to jest słodkie! Minęło trochę czasu, zanim przyzwyczaiłam się do takiej cukrowej bomby. Wcześniej wybierałam głównie naturalne, niesłodzone mleko sojowe i raczej nie piłam go prosto z kartonu. Tym razem potrafiłam wziąć tylko dwa, trzy łyki. Dzisiaj spokojnie wypiję na raz pół szklanki, nie robię tego jednak zbyt często.










Pasztet sojowy z pomidorami


Pierwszy raz się na niego skusiłam i... raczej nie skuszę się po raz kolejny. Zjeść zjadłam, jednak nie przypadł mi szczególnie "do smaku". Poza tym zawiera wiele składników, które okazałaby się zbędne podczas wyrobu domowego pasztetu.








 Pasztet sojowy z pieczarkami


Co mnie podkusiło do tego, żeby wziąć dwa opakowania pasztetu, którego nigdy nie jadłam? Wciąż się zastanawiam. Ten z pieczarkami był jednak według mnie smaczniejszy.








Spaghetti z sosem ze słoika


Danie łatwe i bardzo szybkie, bardzo sycące także. Dobrze byłoby, żeby chociaż makaron był pełnoziarnisty, skoro już musimy dodać do niego sos ze słoika, bo na przykład nie ma możliwości zrobienia go samemu.






Mleko sojowe naturalne, niesłodzone


A takie to ja lubię z płatkami owsianymi, jęczmiennymi, orkiszowymi i jakimi tylko. Czy różni się czymś od innych zwykłych, niesłodzonych, sojowych mlek? Oprócz dodatku zagęszczaczy i innych substancji, które wcale nie muszą tam być, raczej nie. Smak porównywalny.










Płatki owsiane


Wymienione już wyżej, mają tę zaletę, że można je jeść nie tylko z mlekiem, ale też po prostu z wodą i nie trzeba ich podgrzewać do wysokiej temperatury. Ich cudny smak będzie zachowany, zwłaszcza jeśli dodamy odrobinę cukru oraz inne wartościowe dodatki takie jak: migdały lub inne orzechy, siemię lniane, łuskany słonecznik itd.










Ciastka z kawałkami czekolady


Strasznie posmakowały mi te ciasteczka. I były wegańskie! Raz nawet zjadłam całą paczkę na raz. Zasłodziłam się strasznie, ale to była przyjemność.











Ciastka złotokłose owsiane



To właśnie je dodałam do ryżu, którego zdjęcie jest na samym początku wpisu. Raz na jakiś czas, gdy trzeba coś kupić w sklepie do przekąszenia, a nie ma czasu na czytanie wszystkich etykietek, zgarniam je z półki.






Niewinny sok jabłkowy


Dobry, bo bez dodatkowego cukru. I nawet z lodówki. Niestety pasteryzowany. Jabłko z aureolką urzekło mnie jednak najbardziej i to w najwyższym stopniu przyczyniło się do tego, że postanowiłam go spróbować.













Masło orzechowe


O tak! Najlepsze to z kawałkami orzeszków, w sam raz na kanapki. Nie minął nawet tydzień, a masło zniknęło ze słoiczka. Znów w moich myślach pojawia się hasło aflatoksyna, ale czy to prawda, czy rzeczywiście ona tu jest i jest taka szkodliwa? Możliwe. W każdym bądź razie, póki nie ma białka zwierzęcego, ewentualne komórki rakowe występujące w naszym organizmie nie uaktywniają się, nie prowadzą do raka. Są na to dowody w postaci badań.







Deser sojowy o smaku waniliowym


To była kolejna bomba cukrowa. Nie... Nie chcę następnego razu. Co prawda nie wymaga on przechowywania w lodówce i jadłam go na ciepło, uważam jednak, że schłodzony mógłby smakować lepiej.






Czekoladowe ciasteczka


Kolejne wegańskie! Może mi się tylko wydaje, a może po prostu zbyt mało szukam, zwracam zbyt mało uwagi, żeby wynaleźć takie cuda u nas, a zwłaszcza w moim małym mieście i pochopnie stwierdzam, że mamy za mało rodzajów wegańskich ciasteczek dostępnych w sklepie. 





Sałatka w restauracji


Jak już trzeba pójść do restauracji albo jest po prostu ochota, to trzeba. I można znaleźć wiele wegańskich sałatek lub po prostu poprosić o niedodawanie do nich jakiegoś niewegańskiego składnika. Tak było w przypadku tej na zdjęciu. Oryginalnie występuje jeszcze z fetą. Najadłam się.






Kawa z mlekiem sojowym


Do wyboru miałam zwykle albo czarną herbatę albo kawę. Kawa na śniadanie. Kawa do obiadu. Kawa z deserem. Kawa przed snem. Kawa. Dobra kawa. I wbrew pozorom, po kawie nie mam problemu z uśnięciem, czasami wręcz przeciwnie. Na co dzień prawie wcale nie piję kawy. Raz na tydzień, raz na dwa... Różnie. Częściej wybieram zbożową.




Owoce


Owoce są super. Na zdjęciu tylko pomarańcze, ale można zajadać w drodze większość z nich. Oprócz smaku, możliwość zjedzenia ich na surowo czyni je tak wyjątkowymi. I oczywiście posiadają mnóstwo witamin, wyposażają nas w "tarczę ochronną" przed wszystkimi niechcianymi, małymi organizmami dostającymi się do naszego wnętrza i mającymi na celu zniszczenie komórek lub zwykłe zasianie zamętu.



 Kolejne danie z restauracji


Frytek w budkach i restauracjach zazwyczaj nie kupuję. Istnieje obawa, że tłuszcz, w jakim są smażone wcale nie jest roślinny albo że są w nim smażone inne potrawy, w tym mięsne, a nie tylko frytki. Poza tym często olej ten jest przestarzały. W przypadku frytek na zdjęciu sama byłam świadkiem ich przygotowania i otworzenia nowej butelki z olejem, więc zjadłam ze smakiem wraz z sałatką, której składniki mogłam sama dobrać.



Krem czekoladowo-orzechowy


Po przejściu na weganizm próbowałam ich tylko dwóch. Tego i jeszcze jednego domowej roboty. Smak różni się od Nutelli (która podobno jest rozpuszczonym batonikiem, dlatego wydaje się taka smaczna), ale wciąż potrafi zaspokoić ochotę zjedzenia czegoś słodkiego na szybko, wystarczy złapać kilka kromek chleba, nóż i ten krem, a dalej myślę, że już wiadomo, co zrobić.









     Widać, że będąc na diecie wegańskiej wciąż można odżywiać się niezdrowo. Myślę, że najistotniejsza jest jednak wiedza, kiedy można pozwolić sobie na coś śmieciowego, a kiedy nie. Wiedza ta najłatwiej do nas przychodzi, gdy żyjemy w zgodzie z naszym organizmem, nie tylko z umysłem, nie tylko z duchem, ale także z naszą własną fizycznością i zdajemy sobie sprawę, że nasze ciało to część nas, to nie jest coś odrębnego, o co nie trzeba się wcale troszczyć. Wtedy intuicyjnie wiemy, co jest dla nas dobre, a co nie i takie też okazują się być skutki naszych wyborów, bez nieprzyjemnych rozczarowań.

Jesteś tym, co jesz.
Energią, komórkami, chemicznymi związkami, zdrowiem bądź chorobą.



7 komentarzy:

  1. błonnik chrupać uwielbiam!:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj zawodowiec junk foodowiec uznałby to jedzenie chyba za jakąś najwyższą postać zdrowej żywności! ^^ Nie takie całkiem junk są te wegan przekąski, odpowiednio włączone do menu na pewno nie zaszkodzą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To widocznie ja tak krytycznie patrzę na każde jedzenie obrobione poza domem i uznaję je jako "niepewne" i często niezdrowe, bo a to soli za dużo, a to cukrów, a to konserwanty, a to tłuszcz itd. :D

      Usuń
  3. Ja z takiego śmieciowego jedzenie to na szybko robię tak:
    puszka fasoli+puszka pomidorów krojonych(mogą być z ziołami)+duszona w małej ilości oleju cebula+makaron pełnoziarnisty+czosnek+inne przyprawy do smaku.
    Jak to robię równocześnie na 2 palnikach to w 15 minut obiad dla 3-4 głodnych osób.

    OdpowiedzUsuń
  4. O jaaaa :P:P
    Gdzie kupilas ten krem czekoladowy ? te czekoladowe ciasteczka? to maslo orzechowe z panda ? no i ciastka z kawalkami czekolady ? :D:D
    i fajnie ,że mozna pisac nawet niem ajac konta google :P:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko poza kremem w Tesco w Irlandii, krem we Francji w Pidou ;)

      Usuń
    2. Szkoda :( juz myslalam ze u nas takie cuda są :P

      Usuń